Podczas przygotowań do naszej wyprawy przez Ameryki istotną zmianą w naszym motocyklu BMW F650 GS Dakar była wymiana tylnego zawieszenia. Bardzo dobry amortyzator to podstawa na dalekie wyprawy, choć nie wszyscy o to dbają i większe znaczenie mają, co dla niektórych halogeny. Nasz oryginalny resor miał już swój przebieg i jestem pewien, że nie poradziłby sobie z całym naszym bagażem i dwoma osobami przez całą podróż na różnych drogach. Producenci domyślnie konfigurują amortyzator na kierowcę ważącego około 80 kg z regulacją utwardzającą sprężynę do jazdy z pasażerem i średnim bagażem. Nasz motocykl musi udźwignąć znacznie więcej.
Tylny amortyzator
Łącznie z tyłu wozimy 210 kg ciężaru, w tym 60 kg bagażu oraz nas wraz z ekwipunkiem. Wielomiesięczna podróż z takim obciążeniem i oryginalnym amortyzatorem to spore ryzyko, którego nie chcieliśmy podjąć. Szczególnie po zapoznaniu się z blogiem PANOMOTO, na którym autor opisuje problemy z oryginalnym zawieszeniem. Po wymianie na amortyzator marki Hagon również nie zajechał daleko i musiał go reanimować na gwarancji, co także nie pomogło na długo. Dopiero po instalacji amortyzatora WP-Suspension problemy ustały. Warto tu wspomnieć, że jechał solo.
WP-Suspension nie produkuje już amortyzatorów do motocykla BMW F650 GS Dakar, więc trzeba było poszukać czegoś sprawdzonego i dostępnego na rynku. Pod lupę poszły marki Ohlins, Wilbers oraz Touratech. Cena za amor Ohlins’a z hydrauliczną kontrolą napięcia wstępnego (HPA) do Dakara to około 4 500 zł, a za sprzęt od Touratecha 3 855 zł. Najtaniej cenowo wychodził amortyzator Wilbersa, bo za około 2 700 zł. Jednak po zapoznaniu się z opiniami i charakterystykę, Wilbers nie wydawał się być właściwym wyborem. Wałek tego amortyzatora ma 14 mm średnicy, a wyciąg napięcia wstępnego 10 mm. Są to za małe wartości na obciążenie, które wrzucimy na motocykl. Na rynku amortyzatorów motocyklowych pojawił się kolejny gracz z Holandii – TFX Suspension Technology. Na amerykańskim forum Adventure Rider TFX zbiera pozytywne opinie. Wybór padł więc na amortyzator TFX 140 Emulsion Shock.
Jego specyfikacja wyglądana następująco:
- Chromowany i hartowany indukcyjnie wałek o średnicy 16 mm zapewniający wytrzymałość i niezawodność,
- 15 mm wyciąg napięcia wstępnego, a więc większy zakres dostosowania amortyzatora do potrzeb,
- zewnętrzna regulacja tłumienia odbicia poprawiająca jakość pracy amortyzatora,
- cylinder wykonany z twardego anodowanego aluminium, co eliminuje przegrzewanie się na długich dystansach po wymagających drogach,
- pierścienie uszczelniające wałek typu X-Ring z dodatkowymi pierścieniami dla niezawodnego uszczelnienia w ekstremalnych warunkach,
- 5 lat gwarancji producenta.
Cena za TFX 140 Emulsion Shock to, w zależności od kursu Euro, około 3 500 zł. Na nasze szczęście okazało się, że TFX wspiera podróżników i dostaliśmy zniżkę :)
Podczas zamawiania amortyzatora należy podać wagę kierowcy wraz z ekwipunkiem (kurtka, spodnie, kask, buty, rękawice), tak samo pasażera oraz bagażu w celu dobrania odpowiedniej twardości sprężyny. Radziłbym podejść do tego na poważnie i dokładnie się poważyć w ciuchach wraz ze wszystkimi warstwami. To samo z bagażem, upchać tyle rzeczy ile rzeczywiście będzie na wyprawie, do kanistrów wlać benzynę, do butelek wodę itd. Do tego najlepiej jeszcze dodać parę kilogramów, bo w czasie wyprawy dojdzie jeszcze dodatkowy ekwipunek, jak na przykład dodatkowa woda. Źle dobrana sprężyna pogorszy komfort jazdy i przyczepność kół, a więc wpłynie też na bezpieczeństwo jazdy.
TFX 140 Emulsion Shock w trasie
Po złożeniu zamówienia czekałem 2 tygodnie na amortyzator, potem jeszcze trzeba było go zamontować. Nie mieliśmy już za dużo czasu na poprawne przetestowanie zawieszenia przed wysłaniem motocykla na wyprawę do USA. Kilka przejażdżek we dwoje z niepełnym bagażem, kilka dostosowań napięcia wstępnego oraz tłumienia odbicia i czuliśmy zadowalający komfort jazdy.
Przez 6 miesięcy podróżowaliśmy po różnych drogach Stanów Zjednoczonych. Przemierzaliśmy kaniony, wyschnięte rzeki, kamieniste trasy, a czasami braliśmy taki offroad, na który nie powinniśmy się pchać z takim ciężarem i żałowaliśmy, że nie wybraliśmy łagodniejszej drogi. Pokonywaliśmy strome, kręte zbocza gór usiane dużymi głazami, po których ledwo jechaliśmy. Czasami nie jechaliśmy wcale, tylko pchaliśmy motocykl z wrzuconym pierwszym biegiem, albo podnosiliśmy go, bo co kilkaset metrów przewracałem się na kamieniach. Bywało tak, że pokonanie 10 milowego odcinka zajmowało nam kilka godzin. Nasz Dakar skakał po głazach, zakopywał się w głębokich piaskach, zdobywał trudne, wysokie przełęcze górskie, wpadał w dziury takie, że Liwia, jako pasażer, prawie była katapultowana z kanapy. I ani razu nie mieliśmy problemu z tylnym amortyzatorem!
Często jednak na większych dziurach zawieszenie dobijało i czuliśmy to w kręgosłupach. Bardzo cenię sobie w firmie TFX Suspension Technology ich wsparcie klienta. Niezależnie od pory dnia mogę liczyć na ich bardzo szybką odpowiedź i pomoc. Tak też było, gdy napisałem w sprawie dobijania. W tym samym dniu otrzymałem e-maila, że jeśli jesteśmy blisko San Francisco mają tam partnera, który bezpłatnie wyreguluje nam amortyzator. Na nasze szczęście byliśmy akurat w Santa Cruz, 15 minut od serwisu BeemerShop, który jest dystrybutorem marki TFX w USA! Na miejscu po pomiarach okazało się, że mamy źle dobraną, za miękką sprężynę i przez to za mały zakres roboczy do amortyzacji nierówności. Na nic nie zda się nawet jej dokręcenie i trzeba założyć twardszą. Załoga serwisu BeemerShop to specjaliści z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem w branży amortyzatorów. Po dokładnym zważeniu bagażu oraz nas samych dobrali odpowiednią sprężynę, na którą musieliśmy poczekać kilka dni zanim dotarła z Holandii.
Warto też zwrócić uwagę, że przy takim obciążeniu i stylu podróżowania, jak nasze, czyli cały czas we dwoje wraz z całym bagażem, nie można było dobrać takiej sprężyny, żeby zawieszenie miało odpowiedni zakres pracy przy jeździe solo i bez bagażu. Regulacja wystarczy jedynie do zmiękczenia amortyzatora do jazdy bez pasażera z pełnymi kuframi lub we dwoje z mniejszym bagażem.
Po odebraniu motocykla z nową sprężyną stał się on wyższy, a jazda po nierównościach to bajka! Na szutrowych drogach nasz Dakar mknie, jak rasowe enduro bez utraty przyczepności i z błogim komfortem dla naszych pleców.
.
Przejechaliśmy już ponad 30 000 km na amortyzatorze TFX 140 Emulsion Shock w różnorakim terenie bez żadnej usterki. Sprzęt od firmy TFX jest więc według naszego doświadczenia godny polecenia, a amortyzator 140 Emulsion Schock sprawdza się jako niezawodny i wytrzymały nawet trudnych warunkach.
Przednie zawieszenie
Duży ładunek z tyłu wpływa również na przednie zawieszenie. W naszym BMW F650 GS Dakar nie ma żadnej regulacji jeśli chodzi o przód i pozostaje tylko wymienić sprężyny na progresywne oraz zalać gęstszym olejem. I tak właśnie zrobiłem. Progresywne sprężyny wraz z olejem 15W zamówiłem od firmy TFX razem z tylnym amortyzatorem. Motocykl już nie nurkuje przy hamowaniu, tak jak to miało miejsce z liniowymi sprężynami i olejem 10W.
Przy okazji wymienione zostały uszczelniacze w lagach oraz założyłem plastykowe ochraniacze rur nośnych. W USA jeździliśmy po wielu pustyniach, gdzie wszechobecny piach nie tylko zatykał filtr powietrza, ale też przedostawał się do uszczelniaczy w przednim zawieszeniu. W rezultacie uszczelniacze przeciekały i olej pojawił się na lagach. Standardowe uszczelniacze przeciwpyłowe najwyraźniej nie robią dobrej roboty lub są już za stare. W takiej sytuacji zawsze nachodzi mnie myśl, że znów trzeba będzie wymienić te cholerne uszczelniacze. Kupa roboty albo niemały wydatek za robotę mechanika. W USA jednak znalazłem świetne narzędzie do naprawy uszczelniaczy. Jak się okazuje w wielu wypadkach, lub nawet w większości, uszczelniacze nie wymagają wymiany tylko wyczyszczenia piachu, który się w nich zgromadził. Za cenę 6 dolarów kupiłem to narzędzi i okazało się to prawdą. Po wyczyszczeniu uszczelniaczy, z których rzeczywiście wydłubałem sporo piachu, przestały przeciekać. Narzędzie trafnie nazywa się Seal Mate i można je nabyć na stronie producenta oraz obejrzeć film, jak z niego korzystać.
W rzeczywistości jest to kawałek plastiku odpowiedniej grubości i z hakowatym zakończeniem, które wchodzi do uszczelniacza i wyciąga z niego brud. Myślę, że można coś takiego nawet samemu uformować i spróbować użyć. W moim przypadku zadziało więc zaoszczędziłem i czas i pieniądze, a Seal Mate wylądował w narzędziówce, jako niezbędne narzędzie na wyprawy. Wyczyściłem uszczelniacze wg wskazówek z filmu instruktażowego oraz zrobiłem to samo z uszczelniaczami przeciwpyłowymi, które również były zabrudzone piachem. Kwestionując już ich przydatność założyłem na rury ciasne ochraniacze neoprenowe, które nie przepuszczają pyłu, i które wraz z plastykowymi ochraniaczami stanowią bardzo dobre zabezpieczenie.
Dodaj komentarz