Strona główna » Miejsca » W Peru » Gringos, droga zamknięta, nasze ziemniaki są za tanie! Strajk rolników w Peru

Gringos, droga zamknięta, nasze ziemniaki są za tanie! Strajk rolników w Peru

Czasem podczas dalekiej wyprawy trafiamy na nieprzewidziane sytuacje z udziałem lokalnych społeczności. Na górskiej i bardzo malowniczej trasie z La Union do Huanuco w Peru, trafiliśmy na blokadę drogi spowodowaną strajkiem rolników. Choć początkowo nie rozumieliśmy intencji otaczających nas ludzi i najedliśmy się nieco stresu, cała sytuacja i kolejny bieg wydarzeń były dla nas cenną lekcją. Wiele z naszych przeżyć zostało zarejestrowane, gdyż mieliśmy włączoną kamerę przy kasku. Postanowiliśmy podzielić się z Wami tym doświadczeniem.
Video relacja z dnia 10 stycznia 2018, gdy w wielu rejonach Peru trwa strajk rolników:

Czego nauczyło nas to doświadczenie?

Nasze subiektywne wskazówki co robić, gdy podczas wyprawy trafimy na strajk lub blokadę zorganizowaną przez lokalną ludność:
  1. Bez paniki
Oczywiście bywa różnie, ludzie są czasem nieprzewidywalni, ale to można wyczuć po jakiejś chwili. Jeśli tłum jest agresywny najlepiej po prostu się wycofać. Zazwyczaj strajkujący ludzie to osoby zdesperowane, zmęczone i oburzone danym stanem rzeczy, manifestujące w imieniu poprawy sytuacji, rozwiązania danego problemu. Zawsze w pierwszej chwili zauważymy tych najgłośniej krzyczących, wymachujących kijami w ręku. Przyglądając się jednak lepiej tłumowi, zobaczyć możemy, czy wśród ludzi są kobiety, dzieci, staruszkowie. Tak było w przypadku strajku, na który trafiliśmy i wówczas dotarło do nas, że to lokalna, uboga społeczność, cała, solidarnie jednoczy się i zakłóca dzienny porządek, aby zwrócić uwagę na problem dotyczący ich wszystkich.
  1. Bez nerwów i agresji
Jak widać na filmie, zbieram się na odwagę i pewna siebie idę załatwić sprawę. Wyrywam w pełnym stroju, z tą swoją wielką, kosmiczną głową w kasku, kamerą i aparatem na szyi i nieco roszczeniowo pytam gdzie możemy przejechać. Oczywiście zamierzałam milej, ale komentarze Jokiego wywołały wizję, że zaraz ktoś z tłumu się na mnie rzuci i co najmniej zedrze wiszący na mojej szyi aparat. Tak jak szybko podeszłam, jeszcze szybciej zawinęłam nic nie wskórawszy.
  1. Bez przekupstwa i machania pieniędzmi
Podczas całej wyprawy trzymamy się zasady – żadnych łapówek. Choćby nas przetrzymali na przejściu granicznym kilka godzin lub mieli zablokować drogę, nie rozwiązujemy problemu pieniędzmi. Po pierwsze dlatego, że za wiele ich nie mamy. Po drugie dlatego, że jak raz pokażemy, że jesteśmy gotowi za coś zapłacić pod stołem, wymuszenia mogą się ciągnąć co krok. A w przypadku strajkującego tłumu to już w ogóle głupota – tam nie ma lidera, któremu zapłacisz i reszta posłucha. Musielibyśmy uszczęśliwić całą grupę ludzi. Lepiej w ogóle nie wyciągać portfela. No i trzeci powód najważniejszy – nie uczmy tych ludzi, że tędy droga. Zazwyczaj odpowiednia postawa i rozmowa naprawdę wystarczą.
  1. Pokaż zrozumienie
Często kluczem do porozumienia jest empatia, postawienie się na chwilę w sytuacji napotkanych osób. Na początku widzimy czerwone oczy, srebrne zęby, kije w rękach i zmarszczone brwi. Po pierwszej reakcji strachu i niechęci, pytamy siebie dlaczego tak wyglądają i wyszli na ulicę. Właśnie dlatego, bo ich nie stać na dentystę, bo ręce mają przetarte od pracy fizycznej, ziemię w paznokciach, skórę spaloną w słońcu, oczy przekrwione, bo zmęczone używkami, którymi próbują złagodzić ból codzienności. Moje drugie podejście do tłumu nie zostało sfilmowane. Zdjęłam wówczas kask, cały drogi sprzęt i podeszłam z uśmiechem do najgroźniej wyglądających jegomości. Okazałam zainteresowanie ich problemowi, powiedziałam, że chętnie zrobię relację z ich sytuacji na naszych skromnych kanałach przekazu. To im się spodobało, bo po to wyszli na ulicę, po to manifestują, rząd ma coś zmienić.
  1. Przedstaw swoją historię
Dla wielu mieszkańców Ameryki Łacińskiej, biały turysta to na pewno Amerykanin, a jeśli z Europy to Niemiec. Tak czy owak ktoś bogatszy od nich, kto ma sporo pieniędzy, które można od niego wyciągnąć. W momencie, gdy dowiadują się, że my pochodzimy z Polonii, jesteśmy Polacos, tak jak Jan Paweł II (tę postać każdy kojarzy na tych mocno schrystianizowanych ziemiach), w naszym kraju nie ma euro ani dolarów i mówimy po polsku, nie angielsku, oczy słuchaczy się poszerzają. Do tego, gdy pokazujemy na kufrze mapę świata i naszą trasę, ludzie łapią się za głowę. I często są autentycznie zafascynowani, serdecznie witający. Gdy wyjaśniliśmy, że w przeciwieństwie do ludzi w samochodach, my nie możemy ot tak zostawić naszego Dakara na ulicy przez noc i potrzebujemy dostać się gdzieś do bezpiecznego noclegu z parkingiem, wszyscy okazali zrozumienie. Zaczęli nas uspokajać, że na pewno nas wpuszczą, musimy być cierpliwi. Niektórym serca tak zmiękły, że momentalnie chcieli nam torować drogę, ale to z kolei spotkało się z protestem kierowców, którzy w samochodach zmuszeni byli wciąż czekać: „Jak to tak gringos mają lepsze od nas prawa?!”. Po krótkiej rozmowie jednak i nawet oni zmienili postawę, wręcz apelując, aby wpuszczono nas jak najprędzej.
  1. Bądź czujny

Oczywiście przy tym wszystkim należy zachować pewien dystans i zdrowy rozsądek, zawsze bacznie obserwując bagaże, przy których w czasie rozmowy mogą zacząć kręcić się złodziejaszki. Dla przykładu mieliśmy w Peru sytuację, gdy podbiegła do nas gromada anielsko uśmiechniętych dzieci wykrzykujących „Hello, hello!”, z czego jeden chłopczyk, może 6-letni objął Jokiego od tyłu, a obie rączki zawędrowały do kieszeni spodni z portfelem i telefonem. Lub trafiliśmy na postacie udające robotników drogowych, zatrzymujących nas znakiem STOP, a po chwili byliśmy otoczeni grupą dorosłych blokujących drogę dopóki nie zapłacimy. Jako że nie grozili nam żadną bronią, pozwoliliśmy sobie na zdezorientowane komentarze w czystej polszczyźnie: „Ależ proszę szanownego Państwa, nie wiemy co mówicie, bo w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie i stół z powyłamywanymi nogami!”, połączone z niewinnym uśmiechem i wzdryganiem ramionami, że my nic nie rozumiemy, nie wiemy co oni od nas chcą. A gdy oni dalej coś po hiszpańsku nawijają, to my dalej o chrząszczu i stołach bez nóg, tylko w innej intonacji. I wyobraźcie sobie, że to zadziałało! Popatrzyli na nas jak na jakichś kosmitów mówiących językiem węży, spojrzeli na siebie zdezorientowani i szybko się poddali, ustępując nam drogę.

7. Podróżuj tylko za dnia

To jedna z podstawowych zasad w krajach uznanych za niebezpieczne. Większość niemiłych sytuacji jeśli ma miejsce to już o zmroku, w podejrzanych zaułkach, miejscach przemytu lub handlu narkotykami. No i właśnie wyboje, blokady i przeszkody na drodze – często nie są one w ogóle oznakowane i oświetlone, więc nocą stają się podwójnie niebezpieczne.

Po niemal półtora roku podróży możemy powiedzieć, że mniej pozytywne sytuacje z udziałem ludzi były bardzo sporadyczne i nigdy takie, żebyśmy czuli zagrożenie życia. Zazwyczaj z drugim człowiekiem można się dogadać. W ogólnym bilansie dużo więcej doświadczamy pomocy, serdeczności i fascynacji niż czyjejś agresji i niechęci. Media podają do wiadomości sytuacje tragiczne, a te przecież zdarzają się wszędzie, także w naszych krajach, miastach. Ameryka Południowa póki co trzyma nas w lekkim alercie, ale to tak na drugim planie, gdzieś w cieniu ogromu zachwytu i pożądanego dreszczu przygody.

To co działo się następnego dnia to dalszy ciąg zaskoczeń i wyzwań:

A jak u Was? Czy Wam także przytrafiły się w podróży jakieś stresujące sytuacje z udziałem „lokalsów”, z których wyciągnęliście własną naukę? Czy macie jakieś inne porady lub komentarze ze swojej strony?

Przy okazji prośba do podróżujących przez Peru, aby zainteresować się obecną sytuacją rolników. W trakcie rozmowy warto dowiedzieć się czy rząd w końcu wyciągnął do nich pomocną dłoń, spełnił dane obietnice (m.in. zakupu nadwyżki ziemniaków zamiast importowania ich zza granicy) i uregulował ich ciężką sytuację?

PRZYJACIEL LIFEWELOVE?

Możesz otrzymać e-mail z autorską dawką inspiracji, zero reklam

newsletter icon

 
Share
  • 1
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
Obserwuj Liwia:
Maluje obrazem i słowem. Odnajduje radość zarówno w dalekiej podróży "za horyzont" jak i oswojonej codzienności, na którą spogląda przez swój barwny kalejdoskop. Inspirują ją piękno przyrody i historie splecione strumieniem prawdziwych emocji.

8 Responses

  1. Paulina
    | Odpowiedz

    Pracując w Norwegii spotkałam tam jednego Hiszpana, który obie Ameryki na motocyklu przejechał i okropnie zachwalał taki rodzaj podróżowania :-)) Ale właśnie z innych opowieści – jak i z tej – wynika, że wiele jednak niebezpieczeństw tam czyha ;-)) dobrze, że jakoś udało się wybrnąć z sytuacji

    • Liwia
      |

      My też zachwalamy podróż przez Ameryki motocyklem :) Te niebezpieczeństwa wcale nie są mniej groźne dla podróżujących samochodem – więcej przykrych historii słyszeliśmy od kierowców samochodów właśnie. Ten fakt bycia na motocyklu bardziej wyeksponowanym do świata i czynników zewnętrznych równocześnie wprowadza pewien dystans i szacunek wśród ludzi. Opisane przez nas incydenty to sytuacje niecodzienne, nieprzewidziane, więc wydające się groźne, ale równocześnie, z podobnymi spotkaliśmy się w Europie, np. we Włoszech czy Hiszpanii (wymuszenia pieniędzy za rzekome pilnowanie motocykla przez grupę chłopaków, dzięki któremu stoi na parkingu jeszcze w całości). Także nasze przemyślanie są takie: niebezpieczeństwa w podróży, czy nawet po prostu poza domową strefą komfortu, czyhają wszędzie, niezależnie od kontynentu, ale nasza postawa i czujność mogą je zminimalizować w bardzo dużym stopniu i też nie warto za szybko ulegać pozorom i pozwolić by strach i nerwy wybiły nas z pozytywnego nastawienia.

  2. Pięknie jest żyć
    | Odpowiedz

    W podróży zawsze staram się pamiętać, że ja jestem tam tylko gościem. I jak być może w sytuacjach skrajnych pozwoliłabym sobie na dyskusję z kimś będąc w kraju, tak poza granicami, zdecydowanie preferuję pokorę :)

    • Liwia
      |

      Często kwestia wyczucia właśnie. Ja akurat mam w sobie taką, być może czasem naiwną postawę, że wierzę, że zawsze mimo wszystko więcej nas łączy z drugim człowiekiem i powołując się na te łączniki możemy zbudować wiele mostów. Oczywiście nie dotyczy to manipulantów, z którymi doświadczenia nauczyły mnie, aby nie wdawać się w większe interakcje, unikać jak ognia, zwłaszcza na nieznanym gruncie.

  3. Marta Pacholczyk
    | Odpowiedz

    My jesteśmy z tych podróżujących i sporo naszych znajomych także, doskonale rozumiemy taką lekcję, jak i podpisujemy się pod zebranymi we wpisie punktami :)

  4. Alicja
    | Odpowiedz

    Hej, Jestem w Antofagasta, i ktoś w moim hostelu ostatnio wspomniał, ze spotkał polaków na motorach, to wy? Pozdrawiam

    • Joki
      |

      Być może to my, tylko że my na jednym moto podróżujemy ?

  5. Ilona
    | Odpowiedz

    Podziwiam opanowanie i Wasze nerwy ze stali. Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *